Obiecałem kursantce, że nikomu nie powiem !! I nie powiem… Napiszę.
Nie dalej jak tydzień temu znalazłem się z kursantką na placu manewrowym. Z racji, iż kursanci mogą wykonywać tam tylko dwa zadania (jazda po łuku i ruszanie na wzniesieniu), nie mieliśmy zbyt dużego pola manewru.
Zaczęliśmy od “łuku”. Szło nam nieźle, więc dużo czasu tam nie spędziliśmy. Większym wyzwaniem miała być górka, którą kursantka tytułowała… “na górce nie zdałam jednego z egzaminów”. Zrobiliśmy raz, wyszło nieźle… drugi i trzeci… Nie jest tak źle. Kursantka słucha, próbuje zrobić tak jak się tłumaczy. Samochód nie gaśnie, jeździ, a wręcz wjeżdża pod górkę. Po jednej z prób zapala mi się lampka nad głową i myślę sobie. “Wyjdę i zobaczę jak poradzi sobie sama”. I tak robię. Kursantka podjeżdża do górki, proszę ją żeby się zatrzymała – zatrzymuje się. Wychodzę z samochodu, przy okazji otwierając boczną szybę (żebyśmy się słyszeli w razie gdyby trzeba było krzyczeć – “Hamuj, tam jest brama, a hamulec to ten środkowy pedał!”). Wychodzę z samochodu i mówię “To teraz zapraszam Cię na górkę” – stojąc obok samochodu. Odwracam się i spokojnym krokiem udaję w stronę wzniesienia. Po kilku sekundach coś mnie “zaniepokoiło”, bo nie słyszę żeby samochód ruszał. Odwracam się… a kursantka… Odpina się z pasów i ona idzie na górkę, bo ja ją “zaprosiłem” 🙂 Ręce mi opadły 🙂